poniedziałek, 31 grudnia 2012

Na Nowy Rok.)

 

 Na Nowy Rok

 Słyszycie! Północ już bije,


Rok stary w mgły się rozwiewa,

Jak sen przepada...

Krzyczmy: Rok nowy niech żyje!

I rwijmy z przyszłości drzewa

Owoc, co wiecznie dojrzewa,

A nie opada.



Rok stary jak ziarnko piasku

Stoczył się w czasu przestrzenie;

Czyż go żałować?

Niech ginie! bez łzy, oklasku,

Jak ten gladiator w arenie,

Co upadł niepostrzeżenie -

Czas go pochować. 
/Adam Asnyk/






Wszelakiego dobra w 2013  roku życzę wszystkim, którzy do mnie wpadną choćby na moment.

niedziela, 30 grudnia 2012

Mija rok.)


                  Zanim  będą  życzenia noworoczne  dedykuję wszystkim gościom mojego bloga  piosenkę Czerwonych Gitar 



życząc równocześnie by końcówka

 była sympatyczna i  zakończyła  się wystrzałowym  wieczorem Sylwestrowym  bez względu na to gdzie wieczór będzie spędzany.






piątek, 28 grudnia 2012

Książki spod choinki oraz słowo o zabawie trwającej na blogu.)


          Kolacja wigilijna w tym roku planowana była u nas między 20 a 21. Późno, prawda, ale najstarszy syn, który po raz pierwszy od trzech lat miał w niej również uczestniczyć miał wylądować na lotnisku w Krakowie dopiero o 18 - tej. Miałam dziwną chęć obserwować jego lot, ale jakoś nie mogłam znaleźć właściwej strony i zrezygnowałam. I my czekamy na telefon od niego z lotniska aż tu  siostra z Niemiec dzwoni, że obserwują z mężem lot z Dublina do Krakowa i samolot nie ląduje tylko krąży już od 20 minut nad Krakowem. Okazało się, że nad Balicami jest mgła i samolot nie może lądować a dopiero po 40 minutach krążenia skierowano go do Pyrzowic k.Katowic. To już wiedzieliśmy, że kolacja będzie późno i że  syn może nawet nie zdążyć przed północą. Szczęśliwie jednak  dotarł i on zmęczony podróżą a my czekaniem usiedliśmy do stołu wigilijnego po 11 - tej. Kolacja więc odbyła się w rodzinnym komplecie,  a po niej, jak zwykle było rozdawanie gwiazdkowych prezentów. W tym roku były one bogate, jak rzadko, gdyż córa dostała skrzypce, na których teraz rzępoli ucząc się grać, a ja nowy aparat fotograficzny. Były również prezenty książkowe, którymi ja obdarowywałam.
Mąż dostał  komplet książek ulubionych  blogerów coryllusa  i toyacha.




                                   

Synowie zaś z godnie z zainteresowaniami  :


zamiłownay cyklista  dostał "Rowerem w stronę Indii"   
 
a nałogowy gracz komputerowy " Cel snajpera" by sie oderwał czasem od komputera.

   
Ja natomiast  przed sama gwiazdką, w dzień wigilii, dostałam prezenty ze  świata, które w związku z tym potraktowałam jako gwiazdkowe.


Dotarły do mnie ksiązki aż z  Niemiec od alison2 - jedna to wygrana nagroda, a druga jako miły dodatek - były tez słodycze ale zostały zjedzone nim zrobiłam zdjęcie.








 




A także  od Marlowa




I trochę wcześniej film z karteczkami od Ali, która czyta.


Dziękuję sympatycznym blogerom za radość jaką mi sprawili.


Przy okazji przypominam o zabawie, w której można zdobyć, zakładkę, coś z biżuterii i książkę, o której między innymi tu.

czwartek, 27 grudnia 2012

"Kodeks Konstantyna", czyli co by było gdyby odnaleziono Starożytną Ksiegę. )


Wydawnictwo PROMIC
Warszawa 2012
Seria » Corpus delicti


           Paul L. Maier to  amerykański pisarz i profesor historii starożytnej w Western Michigan University, który ma w swoim dorobku nie tylko naukowe artykuły, poważne dysertacje, ale również książki. Jedną z nich jest intrygujący  "Kodeks Konstantyna". Bohaterami książki są : dr Jonathan Weber, profesor Harvardu i biblista, oraz jego żona  Shannon, para amerykańskich archeologów, którzy  interesują się głównie poszukiwaniem starych manuskryptów. Prowadząc wykopaliska w Pelli na wschodnim wybrzeżu Jordanu  Shannon przypadkowo dokonuje  niezwykłego odkrycia kilku kart manuskryptu, które wskazują  na to, że mogą rzucić nowe światło na dzieje wczesnego Kościoła. By ustalić czas powstania tekstu postanawiają się wybrać  do Grecji i tu nagle sytuacja zaczyna się komplikować bowiem na Webera nałożona zostaje fatwa skazująca go na śmierć za obrazę Mahometa, przyczyną której  okazał się błąd w tłumaczeniu jego  książki  na arabski.
   W "Kodeksie Konstantyna" mamy zatem  dwa  wątki, obydwa   nad wyraz  sensacyjne i pasjonujące. W podstawowym wątku małżeństwo Weberów prowadzi poszukiwania archeologiczne, które kończą się sukcesem w postaci przypadkowego odnalezienia w jednym z monastyrów greckich starożytnej księgi. Księga ta  okazuje się być  "Kodeksem  Konstantyna",  jedną z 50 okazałych Biblii  wykonanych przez Euzebiusza z Cezarei na zlecenie cesarza Konstantyna Wielkiego, które ten zamierzał rozesłać do głównych centrów chrześcijaństwa. To historyczne znalezisko potwierdzające, że istniała trzecia księga dla Teofila, powszechnie znana jako Drugie Dzieje Apostolskie, a opowiadająca o  śmierci  św. Pawła  ma  niezwykłe znaczenie dla  istniejącego kanonu biblijnego, gdyż podważa jego kompletność. Toteż Weber, mimo stwierdzenia ponad wszelką wątpliwość autentyczności kodeksu, waha się jednak  czy ujawnić przed światem teksty, które wspólnie z żoną odkryli. Decyzja jest trudna, gdyż może być groźna nie tylko dla jego reputacji, jako naukowca, ale być może również dla jego życia
     Drugim  wątkiem  jest niebezpieczny konflikt Webera z islamem  z jednej strony  a z drugiej próba odpowiedzi w publicznej debacie, do której został, jako znawca chrześcijaństwa zaproszony przez głównego teologa islamskiego, która z religii jest bardziej wiarygodna - chrześcijaństwo czy islam. Jest to wątek bardzo interesujący i zajmujący.
      Akcja książki toczy się wartko, jest pełna napięcia i zwrotów co sprawia, że czyta się ją dobrze i z dużym zainteresowaniem. Jest to po trosze kryminał, po trosze thriller. Mamy tu do czynienia z kradzieżą i próbą zabójstwa a także z sensacjami różnego  rodzaju.Ponadto książka ma duże walory poznawcze ze względu na wiedzę historyczną, jaką zawiera dotyczącą chrześcijaństwa, ale również islamu. Szczególnie  ciekawa jest historia powstawania monastyrów w   Grecji  oraz ich współczesnego funkcjonowania. 
Muszę  również  stwierdzić, że historia w niej zawarta jest opowiedziana  w sposób niezwykle wiarygodny, tak że czytając ją  nie ma się wrażenia, że to książka  z  gatunku  theological fiction.

Książka "Kodeks Konstantyna", estetycznie i starannie wydana,  jest warta przeczytania i myślę, że może zainteresować swą treścią każdego czytelnika.

Książkę przeczytałam w ramach   grudniowej trójki e-pik.

Książka wzięła udział również w wyzwaniu.




Za umożliwienie jej przeczytania dziękuję wydawnictwu:
 



 

wtorek, 25 grudnia 2012

Na początku było słowo.....)







Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo. To było na po­czątku u Boga. Wszystko się przez Nie stało; a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim był żywot, a żywot był światłością ludzi: a światłość w ciemnościach świeci; a ciemno­ści jej nie ogarnęły. Był człowiek posłany od Boga, któremu imię było Jan. Ten przyszedł na świadectwo: aby dał świadectwo o świa­tłości, aby przezeń wszyscy wierzyli. Nie był on światłością: ale iżby świadectwo dał o świa­tłości. Była światłość prawdziwa, która oświe­ca wszelkiego człowieka na ten świat przycho­dzącego. Na świecie był, a świat jest uczynion przezeń, a świat Go nie poznał. Przyszedł do własności, a swoi Go nie przyjęli; a ilekolwiek z nich przyjęli Go, dał im moc, aby się stali sy­nami Bożymi, tym którzy wierzą w Imię Jego: Którzy nie ze krwi, ani z woli ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili. A Słowo cia­łem się stało, i mieszkało między nami (i widzieliśmy chwałę Jego, chwałę jako Jednorodzonego od Ojca) pełne łaski i prawdy.


E W A N G E L I A
zapisana u św. Jana w rozdziale I, w. 1-14




źródło





niedziela, 23 grudnia 2012

Lipce Reymontowskie w dzień Wigilii i życzenia na dni świąteczne.)







          "W Wigilię przed godnymi świętami już od samego świtania wrzał przyspieszony, gorączkowy ruch w całych Lipcach.
W nocy czy też dopiero na odedniu mróz był znowu krzepko chycił, a że przyszedł po paru dniach miętkich i wilgnych mgieł, to obwalił drzewa sadzią jakby tymi szklanymi strużynami albo zasie puchem co najbielszym; słońce się nawet całkiem wyłupało i świeciło na modrym, jakby oprzędzonym w cieniuśkie, przejrzyste mgły niebie, jeno że blade było, ostygłe kiej ta Hostia w monstrancji utajona, nic nie grzejące, a naprzeciw, bo mróz brał na dzień, podnosił się jeszcze i przejmował taką skrzytwą, że dech zapierało i stworzenie wszelkie chodziło w parach oddechów, niby w kłębach mgieł, ale świat się cały rozsłonecznił i stanął w takich migotliwych, jarzących blaskach, w takich ostrych skrzeniach, jak żeby kto diamentową rosą przyokrył śniegi, aż oczy bolały patrzeć.
Okólne pola, przywalone śniegiem, leżały białe, roziskrzone, a głuche i martwe, ino czasami ptak jakiś łopotał wskroś bielizn mieniących, że ino cień jego czarny migotał po zagonach albo to stadko kuropatw skrzykiwało się pod zasypanymi krzami i płochliwie, czujnie ciągnęło chyłkiem ku ludzkim siedzibom, pod brogi pełne; gdzie znów, ale nieczęsto, zajączek jaki zaczerniał, kicał po śniegach, stawał słupka i drapał stwardniałą skorupę dobierając się do zboża, ale spłoszony szczekaniem psów, uciekał z nawrotem do borów oszroniałych, zawalonych śniegiem, zmartwiałych z zimna! – Pusto i głucho się czyniło na tych nie objętych okiem równiach śnieżnych, a tylko gdzieś, w dalekościach modrawych, majaczyły wsie, siwiały sady, mroczały gąszcze, połyskiwały zamarzłe strumienie.
Chłód przejmujący i od tych mroźnych brzasków świetlisty wionął światem całym i przenikał na wskróś zlodowaciałą ciszą.
Żaden krzyk nie rozdarł zakrzepłego milczenia pól, żaden głos żywy nie zadrgał ni nawet poświst wiatru nie zaszeleścił w suchych, roziskrzonych śniegach – ledwie niekiedy, czasami, od dróg zgubionych w zapach, tłukł się jękliwy głos dzwonka i skrzyp sani, ale tak słabo i odległe, że jeszcze nie chycił całkiem, nie rozeznał skąd i gdzie, a już przebrzmiał i zgoła przepadło w cichościach.
Ale po lipeckich drogach, z obu stron stawu, rojno było od ludzi i wrzaskliwie; radosny nastrój święta drgał w powietrzu, przenikał ludzi, nawet w bydlątkach się odzywał; krzyki dźwięczały w słuchliwym, mroźnym powietrzu kieby muzyka, śmiechy rozgłośne, wesołe leciały z końca w koniec wsi, radość buchała z serc; psy jak oszalałe tarzały się po śniegach, szczekały z uciechy i ganiały za wronami, tłukącymi się około domów, po stajniach rżały konie, z obór wyrywaly się przeciągłe, tęskne ryki, a nawet ten śnieg jakby radośniej skrzypiał pod nogami, płozy sań piskały na twardych wyszlichtanych drogach, dymy biły modrymi słupami a prościuteńko, jakby strzelił, okna zaś chałup grały tak w słońcu, aż raziło – a wszędzie pełno było wrzawy dzieci, rwetesu, gęgliwych głosów gęsich, co się trzepały po przyręblach, nawoływań; pełno było po drogach ludzi, przed domami, w opłotkach, a wskroś ośnieżonych sadów raz po raz czerwieniły się wełniaki kobiet, przebiegających z chałupy do chałupy, że raz po raz trącane w biegu drzewiny i krze sypały strugami okiści niby tą srebrną kurzawą.
Młyn nawet dzisiaj nie turkotał, stanął na święta całe, a tylko zimne szkliwo wody przejrzystej, puszczonej na upust, dzwoniło bełkotliwie, a gdzieś za nim, w błotach i w oparzeliskach, z oparów kurzących się mgłami wydzierały się krzyki dzikich kaczek i całe ich stada kołowały.
A w każdej chałupie, u Szymonów, u Maćków, u wójtów, u Kłębów, i kto ich tam zliczy a wypowie wszystkich, przewietrzano izby, myto, szorowano, posypywano izby, sienie, a nawet i śnieg przed progami świeżym igliwiem, a gdzieniegdzie to i bielono poczerniałe kominy; a wszędzie na gwałt pieczono chleby i one strucle świąteczne, oprawiano śledzie, wiercono w niepolewanych donicach mak do klusek.
Boć to Gody szły, Pańskiego Dzieciątka święto, radosny dzień cudu i zmiłowania Jezusowego nad światem, błogosławiona przerwa w długich, pracowitych dniach, to i w ludziskach budziła się dusza z zimowego odrętwienia, otrząsała się z szarzyzny, podnosiła się i szła radosna, czująca mocno na spotkanie narodzin Pańskich!"

 Chłopi/Zima/Rozdział IV - Władysław Reymont.
 
Życzę wszystkim, którzy do mnie zaglądną w najbliższym czasie ciepłej, rodzinnej atmosfery w wieczór wigilijny  i radosnych, spokojnych  Świąt Bożego Narodzenia.



środa, 19 grudnia 2012

Były takie dni, dni bólu i łez.)


           Grudzień to tragiczny miesiąc w naszej współczesnej  historii . A zaczęło się od grudniowych wypadków  na Wybrzeżu w 1970 roku.  Muszę  się  przyznać, a miałam wtedy 19 lat, że nie wiele na temat tamtych wydarzeń wiem. Wtedy władza skutecznie ukrywała wszystkie wydarzenia, zakłamując skutecznie  rzeczywistość i manipulując informacjami. A później przez lata było taka samo, aż doszło do kolejnego  grudnia, grudnia   1981 roku.
   Nie oglądałam "Czarnego czwartku"  Antoniego Krauzego, ale wczoraj  na TVP Historia puszczono film Jerzego Wójcika "Skarga" .




"Reżyserski debiut słynnego operatora "szkoły polskiej", Jerzego Wójcika. Osnową "Skargi" stała się tragedia, do jakiej doszło podczas dramatycznych wydarzeń na Wybrzeżu w 1970 roku. W grudniu w Gdańsku i w Szczecinie stocznie ogłosiły strajk. Podczas tłumienia wystąpień stoczniowców zginęło wielu ludzi, setki zostało rannych. Film jest hołdem złożonym tym wszystkim, którzy walczyli o słuszną sprawę. Dzień 18 grudnia 1970 r. w domu państwa Stawickich, mieszkańców Szczecina, rozpoczyna się od zwykłej porannej krzątaniny, ale w powietrzu wyraźnie wyczuwa się nerwową atmosferę. Babcia jest zaniepokojona nasilającymi się zamieszkami w mieście. Matka czeka na powrót ojca, który został na nocnej zmianie, i z trudem zachowuje spokój. W całym mieście panuje chaos, wszędzie widać czołgi, uzbrojonych żołnierzy, funkcjonariuszy MO. Zdesperowani ludzie wychodzą na ulice, podpalają czołgi, rzucają kamieniami. Syn Stawickich, Stefan, 16-letni uczeń Zasadniczej Szkoły Budowy Okrętów, wybiera się na zajęcia. Matka prosi, by nie szedł koło stoczni, lecz okrężną drogą, bo tam jest bardzo niebezpiecznie. Kiedy Stefania Stawicka jest już w pracy, nie potrafi się skupić. Jej myśli błądzą daleko, niepokoi się o bliskich. Wkrótce kontaktuje się z nią mąż, który dotarł do domu. Na pytanie o Stefana, kobieta drżącym głosem odpowiada, że poszedł do szkoły. Jest podenerwowana, ma jakieś dziwne przeczucia.. Stefania i Stanisław Stawiccy na próżno czekają na syna. Chłopak nie wrócił ze szkoły. Nikt nie wie, co się z nim stało. Przeczuwający najgorsze rodzice rozpoczynają poszukiwania. Telefony do wszystkich szczecińskich szpitali nie przynoszą rezultatu. Ich błagania o jakiekolwiek informacje o synu brzmią coraz bardziej dramatycznie. Kto widział wysokiego, szczupłego szatyna o niebieskich oczach, ubranego w zieloną kurtkę, dżinsowe spodnie i szary sweter? Ślad jednak po chłopaku zaginął. Wreszcie rodzice mają jakiś znak - mają przyjechać do szpitala wojskowego, nie znają więcej szczegółów. Okazuje się, że ich syn nie żyje. W drodze do szkoły Stefan został zabity, zginął od kul oddziałów pacyfikujących strajk. Przewieziono go do prosektorium, ale Stawiccy nie mogą zobaczyć syna, mają przyjść nazajutrz, funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa zasłaniają się procedurami. W rzeczywistości chcą wyciszyć sprawę, nie dopuścić do zbiorowych pogrzebów i masowych mszy ku czci zabitych. Starają się ukryć przed społeczeństwem faktyczną liczbę ofiar. Nie chcą wydać ciała Stefana, odmawiają rodzicom też prawa do pogrzebu. Na twarzach poniżanych i represjonowanych Stawickich rysuje się ból i cierpienie, ale nie poddają się. Wreszcie pewnej nocy zjawiają się tajniacy i oświadczają zdumionej rodzinie, że właśnie ma się odbyć pogrzeb ich syna. Chcąc nie chcąc, pogrążeni w żalu Stawiccy udają się na cmentarz. Pod osłoną nocy odbywa się tajny pochówek z fałszywymi grabarzami i fałszywym księdzem. Tylko bliscy są prawdziwi i prawdziwe jest ich cierpienie. Prawdziwa jest też śmierć Stefana, którego ciało spoczywa w skromnej trumnie z jasnego drewna oznaczonej numerem 5."/źródło http://www.oczy-patrioty.pl/skarga/.

    Film zrobił na mnie ogromne wrażenie, i do głębi poruszył wprowadzając w  realia tamtych, tragicznych  dni, dni zimnego okrucieństwa władzy, a  pełnych bólu i dramatyzmu dla zwykłych niczego się nie spodziewających ludzi. Szczególnie porażała bezradność pokrzywdzonych rodzin wobec arogancji milicji i urzędników reprezentujących władzę.  Był  też  dla mnie  doskonałą powtórką  historii i uważam, że  powinien być co roku w grudniu puszczany młodzieży na lekcjach historii.

    Trudno mi do dzisiaj pojąć, jak system społeczny, który miał służyć człowiekowi  przerodził się w  totalitarną siłę, która sprawiła, że dla jego obrony trzeba było się uciekać do bezwzględnych i pozbawiających życia  działań skierowanych  przeciwko własnemu narodowi, narodowi, któremu miał służyć.  Niepojętym jest również to, że Ci którzy byli odpowiedzialni za zbrodnie na własnym  narodzie za nie nie odpowiedzieli  lecz, jeżeli jeszcze żyją, to jak pod parasolem ochronnym i  mają się całkiem dobrze.


  

wtorek, 18 grudnia 2012

Otrzymana przesyłka, przypomnienie o trwającej zabawie i piosenka pobudzająca do zadumy.).


     Mam niewiele czasu, i tak w sumie go kradnę domowym obowiązkom, a także duchowym potrzebom,  ale chciałam napisać, że przywędrowała do mnie przesyłka od przynadziei, a w niej zamówiona do czytania w ramach akcji jaką zorganizował na blogu 
 książka Mariusza Zielke "Wyrok" i moc dodatkowych prezentów .


Robert, dziękuję.Postaram się w styczniu książkę  przeczytać, by móc przekazać  ją dalej.



Przy okazji przypominam, że cały czas trwa zabawa dla blogerów, którzy do mnie zaglądają i dla pozostałych, których zachęcam do zaglądania Nagrodą główną będzie, jak  zawsze biżuteryjna  zakładka do książki, przeze mnie wykonana i coś z biżuterii dodatkowo tym razem, ponieważ jest to czas prezentów  dorzucę jeszcze książkę. Recenzja tu.
 Udział biorą osoby wchodzące przez swe blogi / jeżeli są to wejścia nie tylko właściciela to traktuję to jako promowanie mojego bloga/  i nagrodę otrzyma osoba, która w grudniu najczęściej odwiedziła mój blog. Mile widziane  są komentarze, ale rozumiem, że komentarz to coś co chce się napisać, gdy post wywołuje taką chęć.
Zakładkę ukażę na blogu jak wykonam. Przeglądając blog można natrafić na posty gdzie pokazywane są zakładki, które już trafiły do nagrodzonych do tej pory.

                 I jeszcze piosenka na zadumę  adwentową.







poniedziałek, 17 grudnia 2012

Będzie trudno w tym ostatnim tygodniu przed Świętami)

ŹRÓDŁO

     Oj będzie to trudny dla mnie tydzień, gdyż należę do osób mało zorganizowanych i wszystko zostawiam na ostatni tydzień. Nawet kartek  jeszcze nie wysłałam , ale to między innymi z tego powodu, że teraz nawet życzeń samemu napisać nie można, a później  trzeba karkołomnych wyczynów dokonywać by się jakoś wkomponować w wypociny tych co kartki wyprodukowali, by ogólnie życzenia wyszły z sensem. 

Dlatego protestuję przeciwko takiemu traktowaniu nas, kupujących kartki świąteczne i wszystkie inne, i proszę pozwólcie nam wyrażać życzenia własnymi słowami.

 Z przygotowaniami ogólnie nie  przesadzam a w tym roku mam pomocnika w postaci córki więc jestem dobrej myśli. Niemniej będzie już dużo mniej czasu na zaglądanie na blogi i pisanie postów. 

A przeczytałam dwie spore objętościowo ksiązki :
 "Kodeks Konstantyna" Paula L. Maiera - 417 stron i "Świadectwo prawdy"  - Jodi Picoult  613 stron   i chciałabym je przedstawić jeszcze przed świętami, a przynajmniej tę pierwszą, a po za tym przeczytać "Cień ojca"  Jana Dobraczyńskiego, gdyż to taka dobra lektura na czas przed i świąteczny.  Więcej się nie uda mi przeczytać, gdyż w tym roku w Boże Narodzenie  rodzina ma być w komplecie, chociaż nie ma nas dużo, ale będziemy się cieszyć sobą nawzajem i może odwiedzimy krewnych.
Po przeczytaniu "Świadectwa prawdy" stwierdziłam, że dobrze by było taki przedświąteczny czas przeżyć w społeczności amiszów by nabrać dystansu do postrzegania siebie i innych  i nauczyć się pokory wobec Boga i ludzi. 

A w  dobry przedświąteczny nastrój niech nas wprowadzi mój  idol.


                                           


 A na koniec chwalę się gorącą miłą dla mnie wiadomością.
Na portalu  nakanapie.pl zdobyłam  pierwsze miejsce w konkursie recenzja tygodnia za recenzję do Gosty Berlinga - Selmy Lagerlof  - recenzja tu. W sam raz na gwiazdkę.
Książki pokażę, jak je otrzymam.




niedziela, 16 grudnia 2012

Gaudete -radujmy się - Pan jest blisko.)


    
          Trzecią niedzielą adwentową, która jest niedzielą radości - "Gaudete - radujcie się - Pan jest blisko" zaczynamy trzeci tydzień Adwentu.
       Wprawdzie jest to czas, gdy nasze myśli zaprzątują  już nadchodzące święta,  w tym  głównie prezenty, które będziemy chcieli ofiarować bliskim pod choinkę oraz dania jakie podamy w wigilię i dni świąteczne,  warto jednak by nie dać się zwariować choćby na moment w tym całym zabieganiu zatrzymać się, by poszukać ciszy.


W ciszy przestajemy ukrywać się przed Bogiem i światło Chrystusa może dotrzeć do zakamarków naszego serca i przemieniać je.
 
   A o to przecież chodzi w tym czasie oczekiwania.

źródło

czwartek, 13 grudnia 2012

13 grudnia 1981 roku.


        

             Tak przywitał nas generał Jaruzelski w mroźny zimowy poranek 13 grudnia 1981 roku, gdy otwarliśmy rano telewizor. Pamiętam szok ogromy jakiego doznaliśmy wszyscy w domu. Gdy kładliśmy się spać przed północą 12 grudnia nikomu nawet nie przyśnił się chyba ten scenariusz, jaki napisała nam Rada Ocalenia Narodowego na najbliższe lata.
            Oczywiście o tym co się działo w nocy z 12 na 13 grudnia i później dowiadywaliśmy się z czasem. Gdyż wszelkie kontakty były niemożliwe.
 


    
Oby się nigdy już taka sytuacja nie powtórzyła.

środa, 12 grudnia 2012

Zapraszam na zimową piosenkę, wspomnienia i garść informacji.)



             Zima na całego. Tylko słoneczka brakuje, ale cóż niebo zachmurzone a z niego leci biały puch.
      Szukając piosenki dla podkreślenia zimowego nastroju natknęłam się na tę, uroczą i sentymentalną, w wykonaniu nieżyjącego już niestety Mirka Breguły, byłego lidera grupy Universe.
    Tragicznie zmarłego piosenkarza miałam okazję po raz ostatni zobaczyć w programie Wideoteka Dorosłego Człowieka. Niedługo po wizycie w tym programie, w którym opowiedział o swojej walce z nałogiem  alkoholowym 43 letni Mirek Breguła popełnił samobójstwo. Było to dla mnie niezwykłe  przeżycie. Stąd to wspomnienie o nim przy okazji clipa z jego zimowa piosenką.





A tak informacyjnie to skończyłam czytać "Kodeks Konstantyna", który otrzymałam od Wydawnictwa PROMIC  więc niedługo coś tam napiszę w miarę swoich możliwości twórczych i zaczęłam czytać "Świadectwo prawdy" Jodi Picoult. To wszystko w ramach wyzwania grudniowej trójki e-pik.
Przygotowuję wysyłki nagród dla alison2 i Ali, która czyta , gdyż jutro chciałabym je wyekspediować w drogę.
I oczywiście osoby, które chciałyby dostać w prezencie zakładeczkę i coś tam jeszcze zapraszam do częstego mnie odwiedzania, tylko koniecznie ze swoich blogów.



poniedziałek, 10 grudnia 2012

"Co się przydarzyło tej małej dziewczynce" czyli moja pierwsza wysłuchana ksiązka.)



                   A to  moja pierwsza  wysłuchana książka.



           Audio książkę  Asy Lantz  pt. " Co się przydarzyło tej małej dziewczynce"  wygrałam w konkursie na ZwB. Z wygranej oczywiście bardzo się ucieszyłam, mniej jednak z tego, że nagroda okazała się być książką do słuchania. Przedkładam i będę jednak przedkładać książkę  papierową nad nagraną na płytę co nie znaczy jednak, że i z tej formy "czytania" być może w przyszłości nie będę korzystać, sama jednak audio książek kupować raczej nie będę. Piszę, raczej, gdyż jak to się mówi zarzekała się żaba wody....).
         Audio książkę tę  czytał świetnie Andrzej Mastalerz więc słuchało mi się jej bardzo dobrze.O tym, że tematyka książki jest mroczna świadczyć może fakt, że moja druga połowa wchodząc do kuchni / słuchałam tylko w czasie zajęć kuchennych/ stwierdzała od drzwi  " znów ten straszny głos, tego się nie da słuchać".
        Ta audio książka to również moje pierwsze doświadczenie z thrillerem rodem ze Skandynawii. Do tej pory nie czytałam żadnego kryminału, ani thrillera napisanego przez jakiegokolwiek pisarza skandynawskiego więc nawet trudno mi tę powieść porównać z innymi wydanymi  tam w ostatnich latach, w ramach tego gatunku.
           Fabuła powieści  jest wielowątkowa i  śmiało rzec można dość mocno  zagmatwana, tak że trzeba się dobrze wsłuchiwać  by się nie pogubić, tym bardziej, że mamy tu do czynienia z teraźniejszością i przeszłością bohaterów, a także z retrospekcją wydarzeń. Przy czytaniu być może byłoby łatwiej akcję  śledzić, gdyż  Asa Lantz  stworzyła mnóstwo różnorodnych postaci. Postaci  te  w mniejszym lub większym stopniu mają wpływ na  przebieg akcji, która dzieje się we współczesnej Szwecji. Przez powieść przewijają się Szwedzi, Chińczycy, a także Somalijczycy,  ludzie biznesu, polityki, teatru, telewizji i sporo innych postaci. Głównym bohaterem, chociaż wydawało by się, że jest nią młoda Chinka Yi Young , która jest osobą , wokół której jest całe zamieszanie w książce, w zasadzie jest Vigo Sjestre - niezbyt utalentowany pisarz sztuk teatralnych, były policjant, który próbuje na własną rękę wyjaśnić tajemnicę zniknięcia Yi.
           "Co się przydarzyło tej małej dziewczynce " to motyw muzyczny, z którego skorzystała Yi kręcąc pierwszą część dokumentalnego serialu, mającego na celu ukazania swej dramatycznej historii, która stała się jej udziałem po przybyciu do Szwecji w ramach szwedzko-chińskiego programu,  dzięki któremu młodzi Chińczycy mieli zdobywać  wykształcenie w Szwecji, a doskonale oddający ducha koszmaru, jaki przeżyła.
Serial miał za zadanie zdemaskować tych, którzy byli sprawcami jej gehenny, jak również innych dziewcząt chińskich, które w tym samym czasie przybyły do Szwecji i zamiast się  uczyć zmuszane były do pracy, a ponadto notorycznie gwałcone przez swych chińskich opiekunów.
         Powieść Asy Lantz  się świetnie zapowiadała, jako mroczny i  pełen tajemnic  thriller ukazujący brudny  świat polityki i biznesu, w którym oszustwo i przemoc to codzienność. Audio książka muszę to uczciwie przyznać wciągnęła mnie swoją  akcją, niemniej w trakcie jej słuchania odniosłam  nieodparte wrażenie, że pisarka chcąc by thriller był mocny, mroczny zbyt zagęściła atmosferę tej mroczności wątkami pobocznymi epatując czytelnika dodatkowym ponurymi wydarzeniami. Stąd tak duża ilość  postaci w powieści w sumie stanowiących tylko mało istotne  tło dla głównej fabuły.
        Całe przedsięwzięcie pisarskie uratował zaskakujący finał wyjaśniający  w sumie wszystkie zagadki, nawet te, które dotyczyły wątków, co do których pisarka mnie zupełnie nie przekonała np. wątek chłopca, który powoduje poronienie u swej  starszej siostry.
      Szkoda, że Asa Lantz nie skupiła się w swej książce wyłącznie na opowieści o Yi Young , która sama w sobie zawierała wystarczający ładunek emocjonalny do odczuwania dreszczyku w trakcie jej słuchania.

Baza recenzji Syndykatu ZwB .



       

sobota, 8 grudnia 2012

"Bóg Cię - No wiesz"

           I już za nami pierwszy tydzień Adwentu. W tym roku po raz pierwszy udało mi się wykonać, nie wieniec, gdyż moje umiejętności manualne niestety na to nie pozwalają, ale prosty stroik z  gałązek z jodełek, które rosną wokół domu, z czterema świecami. Jutro już   zapalę kolejną. Czas odmierzany tygodniami biegnie jak szalony.

              Cały tydzień nosiłam się z zamiarem zwrócenia uwagi na bardzo dobry artykuł adwentowy, pierwszy z czterech, jakie mają się  ukazać w kolejnych Gościach Niedzielnych. Sam ks.Tomasz Jaklewicz, który je pisze, twierdzi, że nie będą  to artykuły, ale" cztery kroki w stronę Tego, który ma przyjść do nas na nowo w Boże Narodzenie".  
 A Gościu Niedzielnym, który nosi datę 2 grudnia 2012 roku ukazał się "Krok pierwszy" pod znamiennym tytułem "

"Bóg cię... No wiesz"

 "Pierwsza wiadomość jest tak dobra, że aż trudno w nią uwierzyć. Bóg cię kocha. Osobiście, bezwarunkowo. Jeśli przyjmiesz tę miłość, ona zacznie układać ci życie w sensowną drogę, zaczniesz żyć.


Być może kaznodzieje zbyt łatwo wypowiadają słowa: „Bóg cię kocha”. Wiele najgłębszych prawd może zamienić się we frazes, który nic nie znaczy. Prawdy wiary też są podatne na taką dewaluację. Nie ma chyba bardziej wyświechtanego zdania jak „kocham cię”. A przecież wszyscy chcemy to słyszeć. Niezależnie od tego, ile mamy lat, ile doświadczeń za sobą, rozczarowań. W głębi serca każdy z nas chce być kochany, akceptowany bez zastrzeżeń, przyjęty, przytulony. Wariujemy bez miłości, giniemy bez niej, umieramy. Całkiem dosłownie. Szukamy jej nieraz rozpaczliwie całe życie, a nieraz i grzesznie, bo chcemy choćby na moment poczuć, że dla kogoś jesteśmy naprawdę ważni, bezcenni. Chcemy, by ktoś ucieszył się na nasz widok, dał nam odczuć, że za nami tęskni, że nas pragnie. Jest w nas samotność, której jednak żadna ludzka miłość nie ukoi. Jan Paweł II: „Człowiek nie może żyć bez miłości. Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa”.





Samarytanka w tobie 


Bóg cię... No wiesz
                                             
 Henryk Siemiradzki – „Chrystus i Samarytanka”, 1890 r.,Olej na płótnie, Lwowska Galeria Sztuki

Pomyślmy o Samarytance, z którą Jezus rozmawiał przy studni. Kim była ta kobieta? Należała do ludu, którym pogardzano. Jej życie osobiste też nie ułożyło się dobrze. Miała kilku mężczyzn, żyła w kolejnym konkubinacie. Dlaczego szła po wodę w porze największego skwaru? Może dlatego, że unikała ludzi, bała się ich oceniających spojrzeń, potępienia. Żyła w grzechu, poraniona przez niespełnione miłości. W głębi serca musiała być przeraźliwie samotna, smutna, może pełna gniewu, poczucia winy, goryczy. Ta kobieta istniała naprawdę, ale jak każda z biblijnych postaci jest jednocześnie symbolem uniwersalnym. Jest obrazem nas samych. Samarytanka mieszka w nas, współczesnych kobietach, mężczyznach szukających miłości i niepotrafiących kochać. Jest obrazem naszej samotności oraz poczucia winy, które popycha nas czasem w depresję, alkohol, agresję, a czasem w zrywy udowadniania sobie i światu, że nie jest z nami aż tak źle.
Obok tej Samarytanki w tobie chce usiąść Jezus. Tam, gdzie jest  twoja studnia, gdzie koisz swoje pragnienie.On tam czeka.Jest zmęczony drogą.Ile lat Cię szuka? Jak długo czeka,byś wreszcie      z Nim  zechcia(a) porozmawiać serio  o swoim życiu"

 /źródło - Gość Niedzielny nr48/2012, str.18-20

Przy każdym Kroku będzie można zapoznać się z interesującym świadectwem. Przy pierwszym Kroku jest to wywiad z Aleksandrą Sceliną, która od lat posługuje podczas modlitw o uzdrowienie przy chorzowskiej parafii św.Jadwigi. Wywiad nosi tytuł "Plan doskonały".

 Artykuł jest oczywiście obszerniejszy, a cały pobudza do refleksji. Świadectwo matki, która urodziła dziecko z zespołem Downa zaś niezwykłe.






piątek, 7 grudnia 2012

Piosenka o zimie i coś jeszcze .)


             



Dzień  mamy jasny, troszkę słoneczny , ale zaczyna padać śnieg więc nie wiadomo, jak się sytuacja rozwinie tym bardziej, że zapowiadają opady i to podobno intensywne.

                             

                                

                                                                                             Alu, która czytasz zakładka dla Ciebie powstała wczoraj  i czeka na adres, wyślij  go mailem na moją pocztę.)

  


A ja zachęcam do zaglądania na mój blog i także w miarę czasu dzielenia się ze swymi uwagami na temat tego co piszę. Co miesiąc podobna zakładka będzie przyznawana tej osobie, z której bloga najwięcej będzie odwiedzin.



środa, 5 grudnia 2012

Coś na temat mojej miescowości i prezentacja nabytku książkowego.)


              Cieszę się bardzo, że nowy wygląd mojego bloga został w sympatyczny sposób zaakceptowany. Zdjęcie, które umieściłam jako tło do tytułu zrobiłam dzisiaj i prezentuje się na nim w zimowej szacie nasza baszta obronna, która jest pozostałością po zamku w Czchowie, jednym z zamków nad Dunajcem. Mają Francuzi swoje zamki nad Loarą my mieliśmy swoje nad Dunajcem. Można zajrzeć tu, by zasięgnąć wiedzy.
       Mieszkam tak, że wychodząc z domu ją widzę, chociaż nie mieszkam pod nią. Jest można powiedzieć wizytówką mojej miejscowości, gdyż rynek nie jest widoczny z szosy, która biegnie z Krakowa do Krynicy, a ona tak. Odkąd zainteresowałam się fotografowaniem lubię robić jej zdjęcia o różnej porze roku.
Kiedyś może pokuszę się napisać cokolwiek więcej na temat historii mojej miejscowości, przez którą, jak pisze Kazimierz Korkozowicz  w swej książce "Przyłbice i kaptury" bodajże,  ciągnęły wojska na bitwę pod Grunwaldem.
      Tyle zasygnalizowanych pokrótce ciekawostek na temat tego gdzie mieszkam, a teraz chciałam przedstawić chyba ostatnią zdobycz książkową tego roku. Książka ta zaciekawiła mnie, gdyż spotkałam się z dobrym jej odbiorem przez blogerki  co się dało wyczuć w czytanych na jej temat recenzjach, a jest nią 


  
Udało mi się ją zdobyć portalu  Finta.pl, która dla mnie jest świetnym portalem wymiankowym, gdyż mogę na nim  wymienić książki za biżuterię, którą wykonuję, a także za   inne przedmioty, a nie tylko za książki.W tym roku udało mi się w ten sposób zdobyć i to niejednokrotnie bardzo tanio sporo ciekawych pozycji.

Kolacja z Anną Kareniną świetnie się zapowiada i jestem przekonana, że z dużą przyjemnością będzie się mi  ją czytać, ale dopiero w przyszłym roku, jak ten co nad nami potrzyma mnie jeszcze na tym "łez padole".