czwartek, 31 lipca 2014

Zapowiadana wygrywajka - tym razem kryminały.



       Jak już wcześniej zapowiadałam,  w lipcu, w związku z tym, że jest to miesiąc dla mnie szczególny, zamierzałam zrobić malutką rozdawajkę. I udało się, wprawdzie w ostatnim dniu miesiąca, ale udało się. Zapraszam więc  chętnych,  tym razem na kryminały. Nagrodą będzie jedna z trzech poniższych książek do wyboru.
 Lato sprzyja czytaniu lekkich książek a te akurat takie są.




O Kłamcy można przeczytać tu, o W kajdankach namiętności tu , 

a Brama zdrajcy  przeniesie czytelnika do Londynu i weźmie on udział w skoku na klejnoty koronne. To klasyczny kryminał ze szczyptą intrygi i romansu, w którym w niekonwencjonalny sposób śledztwo prowadzi charakterystyczna bardzo inspektor Scotland Yardu. Czyta się lekko i przyjemnie.
Warunków do spełnienia zbyt wiele nie będzie :
-  mile widziane będą banerki na blogach lub + w Googlach
-  obserwować bloga się nie musi, ale nie zakazuję
-  zgłaszamy się pod postem do 15 sierpnia, do trzech dni ogłoszę wyniki 
-  koniecznie podajemy w zgłoszeniu adres mailowy i podajemy wybrany tytuł książki.

       A na koniec małe pytanie z czystej ciekawości : jakie plany macie na sierpień i czy lubicie ten miesiąc? 
Najciekawsza odpowiedź zostanie nagrodzona dodatkowo takim oto naszyjniczkiem do letnich strojów. Naszyjniczek to mój wytwór. Kto odpowie na zadane pytanie weźmie udział w tej części wygrywajki.




Zapraszam do zabawy.

poniedziałek, 28 lipca 2014

28 lipca 1914 rozpoczęła się I Wojna Światowa, nazwana wielką wojną.



      


                    Ruszyło. Zapłakały dworce Wiednia, Pesztu, Pragi, zapłakały hale Lwowa, Krakowa. Płaczem odpowiedziały im dworce Belgradu, Petersburga, Moskwy. I Warszawy.
       Spocone, zziajane, pijane cyfry głów, rąk, nóg i tułowiów ciągną ławą na wschód i na południe, ze wschodu na zachód, z południa  na północ, na dogodzenie czyjejś ambicji, na pomnożenie czyjejś chwały. Zdrowe, mocne płuca, serca, żołądki, tysiącami, dziesiątkami tysięcy, setkami tysięcy wyprawiają się we wszystkie strony świata na turniej własnego cierpienia, głodu, gorączki.[...}




___________________________________________
*Józef Witltin,"Sól ziemi",wyd.PIW,1979 r., str.22


   

sobota, 26 lipca 2014

Anna to takie nieromantyczne imię. Z serdecznymi życzenia dedykuję fragment z "Ani z Zielonego Wzgórza" wszystkim Aniom.


         Jak się nazywasz?
         Dziewczynka zawahała się chwilę.
         - Może by pani zechciała nazywać mnie Kordelią? - rzekła pospiesznie.
         - Nazywać cię Kordelią? Czy to nie jest twoje imię?
         - Nie-e-e, niezupełnie, ale chciałabym nazywać się Kordelią.
To brzmi tak dystyngowanie!
         - Nie pojmuję, o co ci chodzi. Jeśli nie nazywasz się Kordelią, jakie masz imię?
         - Anna Shirley - wyjąkała niechętnie właścicielka tego imienia. - Ale proszę, niech pani nazywa mnie Kordelia. Wszak dla pani to jest obojętne, jak mnie będzie wołać, jesli pozostanę tutaj niedługo. A Anna to takie nieromantyczne imię.
         - Romantyczne czy nieromantyczne! - odburknęła prozaicznie Maryla. - Anna to skromne i rozumne imię. Nie masz powodu się wstydzić.
         - Ja się go nie wstydzę - odpowiedziała dziewczynka - tylko Kordelia więcej mi się podoba. Zawsze wyobrażałam sobie, że nazywam się Kordelia, a zresztą może w ostatnich czasach wmówiłam to w siebie. Kiedy byłam młodsza, wolałam imię Geraldyna, ale teraz jestem zdania, że Kordelia jest najładniejsza. Jeśli jednak pani chce koniecznie nazywać mnie Anną, proszę przynajmniej mówić "Aniu" zamiast Andziu.
         - Myślę, że to wszystko jedno - rzekła Maryla z niedostrzegalnym uśmiechem, podnosząc imbryk z herbatą.
         - O, nie, to wielka różnica! To brzmi o wiele, wiele delikatniej. Wymawiając jakieś imię, widzimy je natychmiast przed sobą, jak gdyby było wydrukowane; przynajmniej ja tak to odczuwam. Andzia wygląda ohydnie, Ania zaś o tyle bardziej dystyngowanie. Jeśli więc pani zechce nazywać mnie Anią, postaram się pogodzić z myślą, że nie noszę imienia Kordelia.[...]

_______________________________

*L.M.Montgomery, "Ania z Zielonego wzgórza" , Wyd. Nasza Księgarnia, 1970 r.,przeł. R.Bernsteinowa,str.29-30
    

czwartek, 24 lipca 2014

Jak mi poprawiono nastrój z samego rana i o czytelnictwie lipcowym oraz fajny cytacik, a także zapowiedź.



                   Czwartek dobrze mi się zaczął, gdyż informacją od martuchy180, wierszującej uroczo właścicielki  bloga W szponach literek, że  zdobyłam w jej roczkowym konkursie książkę, a oto ona :

          Ktoś ją już czytał?

         Jak słusznie  podejrzewacie od razu mi poziom serotoniny skoczył do góry i uśmiech okrasił moje lica. Taka wiadomość i to z samego rana musi cieszyć i to bardzo. I tak było ze mną.

         A z moim czytelnictwem w lipcu nadal słabo, ale wiadomo .....nie mam czasu. Na recenzje czekają nadal Legion i Przewrotność dobra, z którą to książką mam poważny problem, gdyż niestety odebrałam ją gorzej niż prawie wszyscy czytający a piszący swe opinie na LC. Po prostu mnie ona nie "wbiła w fotel" a na dodatek nie bardzo wiem co pisać. Może jednak jestem za stara i inaczej myśląca  na tego typu treści. 

       Udało mi się w lipcu, który niestety dobiega końca a to znaczy, że coraz bliżej zima i trzeba będzie znów na niego czekać cały rok, przeczytać uroczą opowieść o Matce Papieża Mileny Kindziuk, po której chciałabym pozostawić ślad na blogu i trzeba przyznać bardzo interesujące Kobiety władzy Sławomira Kopra. A czytam teraz dla rozrywki Bramę zdrajców Edgara Wallace, fajny i lekki kryminał idealny na mój obecny brak koncentracji, gdyż nie zmusza specjalnie do myślenia. Z tego właśnie kryminału pochodzi ten rozbrajający cytat na temat naszej urody

 

       Lipiec to miesiąc moich imienin i urodzin więc w najbliższym poście ogłoszę  z tej okazji wygrywajkę.

Zaglądajcie.

 ______________________________________

Edgar Wallace,"Brama Zdrajców",Wyd.Damidos,przełoż.Jan S.Zaus,str.66

wtorek, 22 lipca 2014

O moim farcie i nie tylko, czyli skąd mam ostatnie nabytki książkowe.



      Na szczęście nadal nie mogę narzekać.  Pozwoliło mi ono i ostatnio wydatnie zwiększyć domowy zbiór książek a to za sprawą wpierw właściciela interesującego i świetnie pisanego bloga :  Libri amici, libri magistri, na którym zdobyłam te przepięknie wydaną książkę kulinarną z rewelacyjnymi przepisami na ciasta : 




Wczoraj zaś listonosz przyniósł mi  książki od anetapzn prowadzącej ciekawy blog nie tylko recenzyjny: pasje i fascynacje mola książkowego...nie tylko literackie...,  na którym często organizuje ona świetne  konkursy książkowe. Tym razem jest to pakiet niespodziankowych książek, który okazał się niezwykle interesujący i potwierdził, że warto było zaryzykować.


 a w nim różności :
Warsztat diabła - Jachyma Topoli
Brama zdrajców - Edgara Wallace
Rozdzielone - Katrin Behr
Nieczynne do odwołania - I.Chodorek, P.Chodorka, A. Trojanowska 

Ludwik Rajchman - M. A. Balińskiej


Natomiast świetnie wydane, i niezwykle interesujące dla każdego miłośnika polskich pisarzy,  Polskie gniazda literackie - M. Boruckiego nabyłam sobie najtaniej, jak tylko mogłam na allegro w sklepie samego wydawnictwa Muza. Nabytek ten zainspirowany został przez  książkowca, która korzysta obecnie z uroków Albanii, i którą oczywiście serdecznie pozdrawiam.


 A tak kwitnie moja śliczna kalathea . Na zielono.


niedziela, 20 lipca 2014

Trochę wody dla ochłody - fontanna na Piazza della Repubblica.



           Upał od dwu dni mamy okropny. W zasadzie ciężko mi wyjść z domu z moim kiepskawym krążeniem. W takim dniu marzę  o wodzie, o dużej wodzie. Wystarczyło by nasze morze, nie musiał by to być Adriatyk. W takim dniu zazdroszczę tym z Was, którzy mieszkają w pobliżu Bałtyku.
Wprawdzie mieszkam nad wodą, gdyż prawie, że nad Dunajcem, ale to zimna, górska rzeka z mocnym nurtem więc do kąpieli się niezbyt  nadaje. A samo leżenie nad brzegiem nie bardzo mi odpowiada, bo już zrezygnowałam z opalania się.
 Wracam więc myślą do mojej wiosennej wyprawy do Rzymu, w którym można było się ochłodzić w pobliżu fontann, których w tym mieście nie brakuje. Dzisiaj pokażę tę z  z Piazza della Repubblica : jest to Fontana dei Naiadi, która  przedstawia igraszki nimf rzecznych. Jest ona  uznawana za najładniejszą współczesną fontannę w Rzymie.








Woda

Woda w fontannach niezliczonych. We śnie
słyszę, jak płynie,
jak szepce. Tutaj, w Rzymie,
woda snem moim jest wiecznie.


Wciąż gwarzy w fontannach woda.
Obca wszystkiemu, płynie
obojętna i chłodna.
Mówi, lecz to, co mówi, dźwiękiem jest jedynie.


                                                                                                         Rafael Alberti/1964 r/


________________________________________

Te dwie strofy zaczerpnęłam ze strony 

środa, 16 lipca 2014

Szybciutka zabawa z małą, tym razem nie książkową nagrodą.





zdjęcie mojego autorstwa

         Troszkę się ponurzasto zrobiło dzisiaj na polu więc dla odmiany  może troszkę humoru.
 Znalazłam coś takiego na FB. O ile dobrze zapamiętałam  wrzuciła ten wykaz Agata Adelajda.

Pomyślałam, że fajnie byłoby się zabawić. Jeżeli o mnie chodzi to się sprawdza, gdyż jestem aż do bólu prawdomówna i brzydzę się kłamstwem. Nie zawsze mi to na dobre wyszło ale cóż, natury nie zmienisz.

Ciekawa jestem czy z Wami jest podobnie, jeżeli oczywiście chodzi o to w jakim miesiącu dane Wam było  pojawić się na świecie, i czy ma to odzwierciedlenie w tym jacy jesteście.




A nagrodą za udział będzie taki oto minimalistyczny naszyjniczek ze szkła weneckiego.

                                                                  
A kto go zdobył ogłoszę jutro. Zachęcam do zabawy.
Uwzględnię również komentarze na FB.

Wspominamy.


wtorek, 15 lipca 2014

W 25 rocznicę śmierci Marii Kuncewiczowej.


źródło

         Dzisiaj 25 rocznica śmierci Marii Kuncewiczowej, autorki takich znakomitych powieści jak "Cudzoziemka", czy "Tristan 1946", o którym pisałam tu.

Jak się okazuje Maria Kuncewiczowa miała śpiewać. Studiowała w Warszawskim Konserwatorium Muzycznym. Brała lekcje u śpiewaków operowych a na zajęcia jeździła nawet do Paryża.
Tego i znacznie więcej o tej znakomitej pisarce dowiedziałam się z artykułu :  Maria Kuncewiczowa: śpiewająca cudzoziemka, do którego odsyłam chętnych, by z okazji tej rocznicy dowiedzieć się czegoś ciekawego o jej życiu.

Do dzisiaj pamiętam znakomicie zagraną przez  niezapomnianą Halinę Mikołajską, w spektaklu teatralnym z roku 1970,  rolę Róży w "Cudzoziemce".






niedziela, 13 lipca 2014

Coś o jazzie i nie tylko.



      Za oknem nareszcie słoneczko. Trochę jestem nie wyspana, bo wczoraj położyłam się późno spać, a to dlatego, że wieczór spędziliśmy w gronie rodziny na muzycznym spotkaniu na naszym czchowskim rynku, na którym wczoraj królował jazz. Było jak co roku super dzięki fantastycznym  zespołom jazzowym, które w tym roku na nasz Festiwal Jazzowy "Baszta" za sprawą mojego rodaka Jacka Mazura, muzyka krakowskiego Jazz band ball orchestra, przyjechały. Niestety nie robiłam zdjęć ani nie nagrywałam, ale na wrzuconym filmiku daję Wam namiastkę tego co słyszałam, gdyż śpiewający w nim amerykański wokalista też u nas śpiewał. Jacek Mazur to ten co gra na  klarnecie.


Uwielbiam taką muzykę, a ponieważ grano również standardy jazzowe, które znam z wykonań oryginalnych więc uczta muzyczna była wielka  a ręce same podnosiły się do oklasków. 

Witam Was późno, bo późno, w ten niedzielny poranek, ale nie mogłam tego wcześniej zrobić, kawą i ciastem, o którym pisałam w poprzednim poście.  Przepis na to świetne, wilgotne ciasto zaczerpnęłam od kass, której blog serdecznie polecam.





A żeby nie było, że post taki nie książkowy to w związku z tym, że zaczęłam od jazzu prezentuję książkę, którą nabyłam w wydawnictwie TRIO :










Bohaterem książki jest młody człowiek - Tadeusz Jazz. W dniu wybuchu II wojny światowej ma dziewiętnaście lat. Gra na trąbce w lokalach tanecznych i kabaretach. Po wojnie osiada w Londynie. W roku 1946 wraca do zburzonej stolicy, gdzie wiąże się ze środowiskiem jazzowym. Jazz jest jego pasją - uczestniczy w koncertach organizowanych przez Leopolda Tyrmanda, w sopockich festiwalach jazzowych, występuje na Jazz Jambore, gra na jamach w Stodole i w Hybrydach. Jego losy, podobnie jak losy ówczesnego jazzu, są uwikłane w rzeczywistość lat czterdziestych i pięćdziesiątych, które tworzą paradoksy socrealizmu, działalność propagandy, ingerencja cenzury, uległość wobec Wielkiego Brata i izolacja kulturalna.



Dobrej niedzieli wszystkim życzę.

czwartek, 10 lipca 2014

Do deszczu też można się przyzwyczaić - jak bohaterowie "Stu lat samotności".


          Wczoraj po południu rozpadało się na dobre. Pierwsza ulewa przegoniła mnie z ogrodu, w którym zrywałam czarne porzeczki. Udało mi się obrać kolejny, trzeci z kolei krzak, ale jeszcze trzy pozostały nie ruszone. A tu zapowiada się mokry koniec tygodnia z ulewnym piątkiem, a porzeczka już jest tak dojrzała, że leci z krzaków więc deszcz ją trochę otrzepie. Szkoda, ale cóż zrobić, można się tylko pogodzić z tym co niebo nam zsyła. 
         Ale, ale,  nie o porzeczce miało być. Zawsze jak intensywnie pada przypomina mi się "Sto lat samotności" Gabriela Garcii Marqueza.  Szukając tego fragmentu o padającym deszczu przebiegłam szybko treść książki i stwierdziłam, że warto, by do niej wrócić, gdyż już niestety nic nie pamiętam poza tym wieloletnim deszczem :
        
         " Deszcz padał cztery lata, jedenaście miesięcy i dwa dni. Były okresy mżawki, kiedy wszyscy przybierali się uroczyście i zachowywali jak po uzdrowieniu z choroby, żeby uczcić koniec pory deszczowej, wkrótce jednak przyzwyczaili się interpretować te pauzy jako zapowiedzi wzmożonej ulewy. Niebo rozdzierały niszczycielskie burze, a z północy przychodziły huragany, zrywały dachy domów, rozwalały ściany i wyrywały z korzeniami z ziemi ostatnie sadzonki na plantacjach. Tak jak w czasie epidemii bezsenności, którą Urszula przypominała sobie w te dni, sama plaga pobudzała do obmyślania środków obrony przeciwko nudzie".[...]








Urywek pochodzi z mojej książki wydanej przez PIW w 1979 roku w serii Współczesna Proza Światowa.







      Dzisiaj, gdy publikuję post na razie nie pada, ale niebo jest chmurne i wskazuje na to, że ta przerwa długo trwać nie będzie.

Słuchanie muzyki to jeden ze sposobów na deszczową nudę.


____________________________
* Gabriel Garcia Marquez,"Sto lat samotności" wyd. PIW,1079 r.,przełoż.G.Grudzińska iK.Wojciechowska,str.268

sobota, 5 lipca 2014

Co czytałam w czerwcu, co będę czytać w lipcu i nowe nabytki książkowe.



       Moje czerwcowe czytelnictwo było bardzo mizerne. Skończyłam bowiem tylko czytać "Legion" Cherezińskiej, przeczytałam "Przewrotność dobra" Jolanty Kwiatkowskiej i doszłam do połowy biografii "Matka Papieża" Mileny Kindziuk, której czytanie kontynuuję w lipcu. Jeżeli w lipcu udało by się mi jeszcze skończyć czytać "Damę w jedwabnej sukni" Magdaleny Jastrzębskiej, którą też już podczytywałam w czerwcu i przeczytać "Prowincję pełną marzeń" Katarzyny Enerlich to byłoby wszystko na co może mnie być stać przy ogromie prac, jakie mnie czekają ogrodzie i w domu przy przetworach.

       Tyle o tym co czytałam i co czytam oraz co będę czytać a teraz o tym jakie i gdzie zdobyłam na przełomie czerwca i lipca książki.



 Dziennik 1954  Tyrmanda pochodzi z wymiany na Finta.pl



 Lawendowe pole  czyli jak opuścić miasto na dobre Joanny Posoch nabyłam w Matrasie, natomiast pozostałe trzy, czyli : 
Pan Tadeusz Jazz czyli krajobraz po bitwie Marka Gaszyńskiego
Lwowska noc Wiesława Helaka
Droga i pamięć.Przez Syberię na antypody. Krystyny Tomaszczyk w wydawnictwie TRIO w ramach ratowania tego wydawnictwa przed likwidacją. A to z inspiracji Beaty.



Natomiast powyższe cztery tytuły :

Szczęśliwi z Wyspy Rozpaczy Herve Bazina
Zapach rozmarynu E.Marcinkowskiej - Schmidt i D. Marcinkowskiej
Lawendowy pył E.Marcinkowskiej - Schmidt i D. Marcinkowskiej
Liście dębu - II tomy - Zbigniewa Nienackiego to zdobycze wymiankowe aledil.pl

Marcinkowskimi zaraziła mnie książkowiec.

A Kobiety władzy PRL Sławomira Kopera przywlokłam z biblioteki, gdy ją wczoraj odwiedziłam, by zwrócić przeczytane.









Szkoda, że mam mało czasu na czytanie, ale jak ograniczę czas przy komputerze to może i przeczytam więcej niż zaplanowałam.

czwartek, 3 lipca 2014

Kryminały też czytam - czasami, o czym świadczy ten post. Niech to się wszystko skończy - Åke Edwardsona.


        W mojej biblioteczce niewiele, bo niewiele, ale trochę kryminałów też by się znalazło. Od czasu do czasu bowiem udaje mi się ją zaopatrzyć również w ten gatunek literacki a co za tym idzie  zdarza mi się również przeczytać kryminał.  I dzisiaj post będzie o jednym z nich, który przeczytałam jeszcze w ubiegłym roku.   A jest nim tym razem zdobyte, w którymś z konkursów blogowych:

           "Niech to się nigdy nie kończy" - kryminał, który jest czwartą częścią serii kryminalnej znanego szwedzkiego autora powieści kryminalnych,  Åke Edwardsona, a której głównym bohaterem jest Erik Winter.  To moje pierwsze spotkanie z Winterem więc nie wiem jak jego postać ewoluowała, ale czytając tę książce zauważyłam, że  w przeciwieństwie do wielu tego typu książkowych detektywów, szczególnie w skandynawskich kryminałach,  jest  on dość sympatycznym młodym facetem, który żyje w nader udanym związku  małżeńskim a na dodatek jest świeżo upieczonym tatą co sprawia, że nie tylko praca zajmuje mu czas, gdyż w miarę możliwości musi udzielać się i w domu, chociaż przychodzi mu to z trudem, gdyż praca absorbuje go tak bardzo, że nawet na urlop nie bardzo ma kiedy się wybrać o co wciąż pretensje ma żona. 

        W Sztokholmie, w którym toczy się akcja tej powieści panuje niesamowity, męczący upał, który utrudnia funkcjonowanie wszystkim jego mieszkańcom i wszyscy marzą o tym, by jak najszybciej znaleźć się nad wodą. Winter również nie najlepiej się czuje w tej dusznej, gorącej atmosferze i to tym bardziej, że przestępcy, który gwałci i zabija nastolatki, to zupełnie nie przeszkadza a on sam musi włożyć w tej niesprzyjającej aurze sporo wysiłku umysłowego, by powiązać wszystkie fakty, które na dodatek jakby świadczą o tym, że to co się teraz dzieje już kiedyś się wydarzyło, by wspólnie z zespołem odnaleźć zabójcę jak najszybciej, by nie zdążył popełnić kolejnego przestępstwa.

         W zasadzie zawsze najchętniej czytałam i czytam książki obyczajowe toteż lubię również, gdy kryminał posiada rozbudowane tło obyczajowe a tak jest w przypadku "Niech to się nigdy nie kończy", gdyż praca zespołu policjantów nad rozwiązaniem zagadkowych śmierci na terenie sztokholmskiego  parku dwu dziewcząt, które co dopiero zdały maturę, z którym współpracuje Erik Winter przeplata się interesująco w książce z ich życiem prywatnym, które przynosi różne niespodzianki, również bolesne, jak w przypadku jego najlepszego przyjaciela.
Lubię też gdy akcja w książkach jest niespieszna, toczy się raczej wolno  a za to jest w nich sporo ciekawych i przemyślanych dialogów, które wciągają swą treścią  i pobudzają do myślenia. I to właśnie, oprócz emocjonującej i absorbującej intrygi kryminalnej i nie banalnie prowadzonego śledztwa, które obfituje w zaskakujące momenty i zwroty, w tej książce znalazłam. 
Muszę przyznać, że kryminał Edwardsona przypadł mi bardzo do gustu. Dał mi sporo rozrywki w dobrym gatunku wyzwalając przy okazji sporo emocji, a na dodatek przeniósł mnie w klimaty, które coraz bardziej lubię.

wtorek, 1 lipca 2014

Sentymentalnie.

źródło


             Zamiast opinii, która już powinna się ukazać, ale nie jest jeszcze nawet zaczęta,  powrócę w tym poście jeszcze raz do Wojennej narzeczonej  Alyson  Richman, o której pisałam tu  i przytoczę fragment, w  którym zawarte są melancholijne  przemyślenia Josefa, męża Lenki, głównej bohaterki książki, na temat miłości :

"Z wiekiem nabrałem przekonania, że miłość to wcale nie jest rzeczownik, lecz czasownik. Akt działania. Niczym woda płynie własnym korytem. Gdyby człowiek próbował przegrodzić jej strumień tamą, prawdziwa miłość okaże się tak potężna, że przeleje się ponad krawędzią. Pomimo rozłąki, pomimo śmierci, nadal płynie, nieustannie się zmienia. Żyje w pamięci, we wspomnieniu dotyku, ulotnym zapachu. Pragnie pozostawić po sobie ślad niczym skamielinę w piasku, liść odciśnięty w gorącym asfalcie".[...]

          Jednym słowem prawdziwa miłość nigdy nie przemija, nie da się jej zastąpić inną miłością. Można jedną osobę drugą, ale serce już tak mocno nigdy nie zabije.


________________

*Alyson Richman,"Wojenna narzeczona",wyd.Prószyński i s-ka.,2013 r.,przeł. Anna Kłosiewicz, str,217