czwartek, 31 marca 2016

Nic nie przeczytałam, ale za to powiększyłam kolekcję książek....



          Mając na względzie swoją sklerozę aż sprawdziłam na portalu Lubimy czytać.pl, gdzie mam półkę z przeczytanymi książkami, czy ja coś w marcu przeczytałam do końca. I się okazuje, że nic. Owszem podczytywałam Cerowanie świata siostry Małgorzaty Chmielowskiej, Pasję w/g objawień bł. Anny Katarzyny Emmerich a teraz czytam Morderstwo przy Klifie Czarnego Łabędzia Chloe Hooper, ale całej książki nie udało mi się przeczytać. Będę musiała w następnych miesiącach nadganiać, by zrealizować sobie projekt  52 książki w 2016. Jakoś marzec nie sprzyjał mojemu czytaniu.
Pisaniu również, bo zaczęty już chwilę temu post o Wiwisekcji Patricka White'a jakoś nie mogę skończyć i opublikować. 
Ale White tak mnie zaintrygował, że gdy trafiłam na aukcję z trzema jego książkami za drobne pieniądze na allegro bez wahania  kliknęłam "kupuję". To wszystko przez to moją miłość do starych książek :



 I tak w marcu przypadkowo biblioteczka powiększyła mi się o te trzy książki oraz o
a to już za sprawą portalu Granice.pl, który mnie niespodziewanie obdarował mnóstwem punktów za udział w konkursach w ubiegłym roku i zamieniłam sobie te punkty na tę książkę, gdyż byłam jej dość ciekawa po tym co czytałam o autorze i jego książkach na blogach.



poniedziałek, 28 marca 2016

O tym co pożyczyłam w bibliotece i fragment opowiadający o Johnie Fowlesie.



                  W ubiegłym tygodniu przypadkowo odwiedziłam swoją bibliotekę. Nie zabrałam ze sobą książek do oddania, ale mimo to mając trochę wolnego czasu przepatrzyłam półki, by zobaczyć co ewentualnie zabrałabym ze sobą do domu. I trafiłam na Johna Fowlesa, którego poznałam dzięki przeczytanej Kochanicy Francuza, a że  był  Mag oraz Hebanowa wieża pozwoliłam sobie przywlec do domu obydwie powieści.



Przy tej okazji  przypomniałam sobie, że Anna - Karin Palm w swej powieści Córki malarzy zaprowadziła swą bohaterkę Marię, w poszukiwaniu ojca, do Lyme Regis, w którym toczy się akcja Kochanicy Francuza.
źródło

          "Przyjechali o zmierzchu. Może udzieliła się jej pewność Martina, bo kiedy na skraju drogi wyłoniła się tablica z napisem Lyme Regis, ona nabrała jakichś przeczuć. Możliwe, że właśnie tutaj skończy się ich podróż.
źródło
           Byli dość wysoko nad powierzchnią morza, rozproszone domy i zagrody zastąpiła nieciekawa nowoczesna zabudowa, wille w mieniących się ogródkach, szpital, stacje benzynowe i sklepy spożywcze. Wkrótce droga zaczęła nagle opadać w dół, przed nimi rozpościerała się najstarsza część miasteczka, przycupniętego na stromych wzniesieniach. Maria jechała bardzo wolno, oboje bacznie się rozglądali. Przy głównej ulicy stały szare kamieniczki, wszędzie były malutkie sklepy i kafejki, hipnotyzowało morze. Tu i tam spacerowali czerwoni od słońca turyści. W miasteczku panował innego rodzaju spokój niż w St. Ives, poza tym wydawało się mniejsze. Po lewej dostrzegli słynny falochron. Połyskliwie szare niebo znaczyły różowe i żółte obłoczki; żagle samotnej łodzi wydawały się pochłaniać kolory.
            -  Mathilde mówiła, że to tutaj kręcili Kochanicę Francuza - powiedział Martin.
            Maria skinęła głową.
            - Poznaję molo, a może to się nazywa falochron. Meryl Streep stała tam podczas sztormu.
            - On pewnie tutaj mieszka - zaczął Martin, ale nie dokończył, bo coś przykuło jego uwagę.
            - Kto? - spytała Maria, myśląc, że brat mówi o ojcu.
            - John Fowles, autor tej książki. Tak twierdzi Mathilde.
 Nie czytała Fowlesa, więc nie odpowiedziała, obrzuciła spojrzeniem ulicę i zahamowała, widząc w oknie jednego z domów informację o wolnych pokojach".[ str.310-311]
              
             "Miranda zatrzymała się na placyku do zawracania; droga rozwidlała się. Na jej skraju leżały w stosach kłody, a kawałek dalej, po lewej stronie, widniała duża tabliczka, na której czerwienił się napis "DANGER". Ostrzegał przed zdradzieckim terenem, informując, że za tabliczką można chodzić jedynie na własne ryzyko. Miranda wskazała ręką na majaczący pośród drzew biały dom.
Writer John Fowles
źródło
               - Mieszkał tam kiedyś John Fowles, no wiecie, ten pisarz, ale musiał się wyprowadzić. Skała zaczęła się kruszyć, było zbyt niebezpiecznie. Szkoda, bo to piękny dom z dużym ogrodem i fantastycznym widokiem na morze. Byliśmy tam któregoś lata, nie mogliśmy sobie tego odmówić mimo tabliczki. Ile razy tędy przechodzę, myślę, że on na pewno tęskni za tym domem. Nie sądzicie, że za domem można tęsknić prawie tak samo jak za ludźmi?"[str.361-362]


Córki malarzy u nas zostały wydane w 2004 roku a John Fowles zmarł w Lymes Regis w  2005 roku.
       
______________________

* Anna - Karin Palm, Córki maklarzy"przeł. H. Thylwe, Świat Książki, 2004 r.

sobota, 26 marca 2016

Nadchodzi poranek dnia trzeciego.....



źródło




Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu.
On sam będzie działał i sprawi,
że twoja sprawiedliwość zabłyśnie jak światło,
a słuszność twoja - jak południe.
                                                  

                                                     Psalm 37, 5-6





                             Radosnego przeżywania Świąt Zmartwychwstania Pańskiego życzę wszystkim czytelniczkom i czytelnikom mojego bloga.





________________________

cytat zaczerpnięty ze strony
 

piątek, 25 marca 2016

Dlaczego krzyż?







Chrystus ukrzyżowany Velazqueza z ok. 1631 roku



       "A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie".


                                                                  Jan 12,32

wtorek, 22 marca 2016

"Przestańcie! Przestańcie tak nieludzko traktować swoich bliźnich!" - Catherine Doherty.






        " A teraz przed oczyma staje mi inny obraz. Z Rosji 1917 roku przenoszę się myślą do roku 1939, kiedy Hitler napadł na Polskę. Znów widzę stół operacyjny, który tym razem nie stoi w małym szkolnym budynku, ale na ulicy, wśród ruin Warszawy. To duży stół - jeszcze większy niż ten w Rosji - przy którym dwóch chirurgów robi jednocześnie dwie operacje. 
        Jak to się stało, że znalazłam się wtedy w Warszawie? W lipcu 1939 roku "Sign" znów wysłał mnie do Europy, tym razem by zapoznać się z sytuacją katolików w krajach opanowanych przez faszyzm. We wrześniu znalazłam się w Warszawie, przy stole operacyjnym na środku ulicy. Wydawało mi się wtedy, że od lipca do września upłynął cały wiek.
         W Warszawie zrozumiałam, że to, co widziałam w Rosji, to był dopiero początek piekła. Teraz byłam w samym jego środku. Nad głowami bez przerwy rozlegał się ryk niemieckich samolotów. Wszyscy mężczyźni zdolni do walki zostali zmobilizowani i opuścili Warszawę. Zostali tylko starzy, chorzy i kobiety z dziećmi. Miasto nie było przygotowane do obrony.
           Samoloty rzucały bomby, gdzie chciały. Warkot każdego samolotu różnił się od innych i wszystkie razem tworzyły straszliwy, przerażający hałas, od którego pękały nie tylko uszy, ale i głowa. Ta kakofonia dźwięków napełniała grozą.
            Tutaj, tak jak i wtedy w Rosji, pracowaliśmy bez wytchnienia. Tym razem ktoś inny wynosił amputowane członki, podczas gdy ja pomagałam lekarzom. Tym razem ranne były również dzieci, kobiety, ludzie starsi, nie tylko żołnierze. Tutaj też pielęgniarki układały obcięte nogi i ręce na stos, tak jak ja robiłam to w Rosji. I naraz te dwa stoły połączyły się w mojej wyobraźni w jeden wielki stół, który przybrał kształt krzyża.
              Może dlatego, że byłam bardzo zmęczona - ale gdy pomagałam lekarzom, przez cały czas wydawało mi się, że słyszę stukot młota, którym silni mężczyźni wbijali gwoździe w ciało Jezusa. Przestałam widzieć lekarzy, dzieci, kobiety, staruszków i widziałam tylko Chrystusa. Nigdy nie zapomnę tego przerażającego widoku. Zapragnęłam własnymi palcami wyciągnąć gwoździe z jego umęczonego ciała, wziąć Go w ramiona, póki jeszcze był żywy, i krzyczeć : "Przestańcie! Skończcie tę rzeź! ". Nie mogłam wołać tego głośno, ale ten krzyk wypełniał moje serce.
                 Lekarze pracowali bez wytchnienia, wołając o opatrunki i inne potrzebne im rzeczy. Nie było czasu na modlitwę. Nad głowami samoloty tańczyły swój makabryczny taniec przy dźwięku wybuchających bomb. Do dzisiaj, kiedy podobne ludzkie tragedie rozgrywają się na świecie, te same słowa wypełniają mi serce : "Przestańcie! Przestańcie tak nieludzko traktować swoich bliźnich!".




______________________________


*Catherine Doherty, "Fragmenty mojego życia", przeł. Irma Zaleska,Wyd. Karmelitów Bosych, 2013 r., str. 246-248

niedziela, 20 marca 2016

Hosanna!




"Następnego dnia liczne tłumy
Przybyły na Święto
A usłyszawszy, że Jezus jest w drodze
Do Jerozolimy
Narwały gałęzi palmowych i wyszły mu naprzeciw, 
Wołając Hosanna!
Błogosławiony, który przychodzi w Imię Pana,
Król Izraela!"






_______________________________________________________




Ewangelia 12,12-13

sobota, 19 marca 2016

Krokusy w moim ogrodzie, a także legenda i garstka informacji oraz T. Kubiak.



       Grecki młodzieniec o imieniu Krokos zapałał wielką miłością do jednej z nimf. Piękna Smilaks nie odwzajemniła jednak jego uczucia. Bogowie zamienili więc go w szafran /Crocus/ a jego ukochaną w kolcorośl /Smilax/.





Kiedyś, w starożytnym Rzymie, z szafranu produkowano napoje miłosne, które wylewane na łoże małżeńskie tuż po ślubie miały dać gwarancję udanego pożycia małżeńskiego. Później jednakże szafran stał się symbolem trzeźwości i abstynencji.



Jako roślina ozdobna uprawianych jest około 30 gatunków. Nadają się do ogródków skalnych, na rabaty i obrzeża rabat. Mogą być również uprawiane w kępach na trawniku i pędzone w szklarni.


 Od wieków hoduje się szafran uprawny (Crocus sativus). Wysuszone znamiona szafranu uprawnego używane są jako przyprawa. Ten żółty proszek jest najdroższą przyprawą na świecie. Na zebranie 1 kg znamion potrzeba 150 tys. kwiatów szafranu uprawnego.



"Gdy zakwitną krokusy,
pójdziemy na hale…
Nad potoki wiosenne
i wyżej, i dalej…

Poprzez regle, nad regle,
w gąszcz kosodrzewiny,
by spod nieba samego
popatrzeć w doliny…

… na stawy jak łza czyste
i jak kryształ lśniące,
gdy zakwitną krokusy
pod wiosennym słońcem."

                                                                                                             T. Kubiak

__________________________________

Pisząc post korzystałam z Wikipedii oraz bloga "Fantastyka,mitologia, magia" 
Wiersz zaczerpnęła ze strony na LC.
Zdjęcia własne.

piątek, 18 marca 2016

Piątek z C.K.Norwidem......



Chrystus - rysunek Norwida





Krzyż i dziecko”
 
"Ojcze mój! twa łódź
Wprost na most płynie -
Maszt uderzy!... wróć...
Lub wszystko zginie.



Patrz! jaki tam krzyż,
Krzyż niebezpieczny -
Maszt, się niesie w-z-wyż,
Most mu poprzeczny -"



" - Synku! trwogi zbądź:
To - znak-zbawienia;
Płyńmy! - bądź co bądź -
Patrz, jak? się zmienia...



Oto - wszerz i w-z-wyż.
Wszystko - toż samo -"
"Gdzież się podział krzyż?..."

"Stał się nam bramą."






________________
Wiersz zaczerpnęłam ze strony 

czwartek, 17 marca 2016

W celtyckim rytmie.......



  Dzisiaj Irlandia świętuje  więc z tej okazji coś co lubię bardzo.

 Elżbieta Dmoch z Dwa plus jeden.


"Jestem z Wyspy Zielonej
Ręką Boga stworzonej
Z Irlandii

Panie dziękczynienie
Przyjm za to stworzenie
Przyjdź i zatańcz z nami
Lasami
Polami
  Irlandii" 


A także trochę celtyckich tańców.





wtorek, 15 marca 2016

E.M.Remarque - pisarz, czy reporter i fotograf czasów wielkiej wojny......





Irena Krzywicka na portrecie Witkacego, 1928
              Jak już wspomniałam w tym poście moje wydanie Na zachodzie bez zmian, w trakcie czytania którego jestem, opatrzone zostało wstępem Wilhelma Szewczyka.  Szewczyk zaś  w swym wstępie przywołał  Irenę Krzywicką, która się okazała być recenzentką powieści Ericha Marii Remarque'a. Przy okazji wydania Drogi powrotnej Krzywicka, którą ja znam tylko z jej powieści Wichura i trzciny, a która okazuje się być nietuzinkową kobietą, przypomniała Na zachodzie bez zmian pisząc w Wiadomościach Literackich  Nr 23 z 1931 roku o Remarque tak : 
                  
                " Dla tego jednego Niemca  wojna zakończyła się niewątpliwym zwycięstwem. Zyskał na niej sławę, pieniądze, uznanie. I nie za co innego właśnie jak za to, że ją pochwycił i
źródło
utrwalił, że ją zademonstrował, jak kulturę złośliwych bakterii, których niestety jeszcze nie umiemy zniszczyć. Wielu pisarzy prowadziło badania w tym kierunku, i obfita jest literatura wojenna, ale imię Remargue'a pozostanie chyba już na zawsze jako imię reprezentanta tego rodzaju, mimo istnienia książek, tak doskonałych, jak Spór o sierżanta Griszę Arnolda Zweiga. Czemu? Czy dlatego, że Remarque objął udatniej od innych całość wojny, że dał szerokie przekroje życia w okopach, ogromne plansze, mrożące krew w żyłach, czy też potrafił jak nikt inny mówić " prosto a z krzykiem", czy wreszcie, że książka jego zawiera stosunkowo najmniej literatury ( w gorszym tego słowa znaczeniu), a najwięcej sugestywnej bezpośredniości? Jak daleko Remarque posunął ową pozorną pisarsko bezpretensjonalność, świadczy, że większość krytyków i czytelników przy całym podziwie nie widziała w nim pisarza, tylko jak gdyby reportera i fotografa czasów wielkiej wojny". 



____________________________
*E.M.Remarque, Na zachodzie bez zmian, przeł. St. Napierski Śląsk,1960 r., Droga Remarque'a - W.Szewczyk, str.7-8.

niedziela, 13 marca 2016

Mam ochotę na Johna Steinbecka ....oczywiście na jego książki.....



źródło
                    Ostatnio co rusz potykam się w blogosferze o Johna Steinbecka. A to za przyczyną wydawanych ostatnio jego książek. Z jego prozą musiałam spotkać się w liceum i prawdopodobnie były to Grona gniewu, których już nie pamiętam, a do których dorzuciłam później Na wschód od Edenu, którą to książkę czytałam i posiadam a także oglądnęłam film nakręcony na jej podstawie i to już nie raz. Oczywiście słyszałam jeszcze o książce Myszy i ludzie, i to by było na tyle jeżeli chodzi o tego, jak się okazuje lekceważonego Noblistę.  John Steinbeck  bowiem w 1962 roku  otrzymał Literacką Nagrodę Nobla "za realistyczny i poetycki dar, połączony z subtelnym humorem i ostrym widzeniem spraw społecznych", ale powtarzając za Wikipedią "Było to jednak niefortunne zdarzenie, ponieważ obudziło głosy krytyków. Utwory Steinbecka były popularne wśród większości czytelników zarówno w Anglii jak i w Ameryce, jednak wśród naukowców, wykładowców uniwersyteckich i intelektualistów nie cieszyły się taką dobrą opinią. Krytycy podkreślali sentymentalność i bardzo prosty sposób postrzegania problemów społecznych przez Steinbecka, a także brak wyrafinowanego języka."  Kilka lat później prawdopodobnie, by tej nagrody nigdy nie dostał, gdyż, jak wyczytałam w Wikipedii "Decyzja Steinbecka o wyjeździe do Wietnamu w charakterze korespondenta wojennego przyczyniła się do obniżenia autorytetu pisarza w kręgach liberalnej inteligencji amerykańskiej. Nadesłane z Wietnamu reportaże w ilości kilkudziesięciu, opublikowane w prasie amerykańskiej, odczytane zostały jako entuzjastyczne poparcie dla wojny wietnamskiej, w ogóle wojny jako takie". A ja pamiętam doskonale szum jaki ta jego decyzja, a także reportaże wywołały wówczas  u nas  jakim szerokim echem odbiła się w ówczesnych mediach oraz jakie gwałtowne ataki przypuściła pod jego adresem prasa, która prawie pominęła wiadomość o jego śmierci w 1968 roku. 
                Nie zamierzam tu pisać nic więcej na temat życia Johna Steinbecka, ani jego twórczości czy też otrzymanych nagród, bo nie było moim zamiarem mierzyć się tu z jego biografią, ale nie pominę oczywiście pisarzy, których czytał. Jako uczeń jeszcze szczególną admiracją obdarzał :  Sir Thomasa Malory’ego, Andersena, Stevensona i Lewisa Carrolla. Do 23 roku życia  głęboko zaznajomił się z literaturą amerykańską i europejską. Poznał Miltona, Browninga, Thackeray'a, G. Eliota, Hardy’ego, D.H. Lawrence’a, Jeffersa, Flauberta, Dostojewskiego, a także autorów, którzy w późniejszym czasie stracili w jego oczach, m.in. Sherwood Anderson, Norman Douglas i James Branch Cabell./ Za Wikipedią /

               Patrząc na obecnie wydawane  książki Johna Steinbecka nabieram coraz większej chęci do ich czytania. Nie mówiąc już o tym, że widziałabym je również na swoich półkach, szczególnie te wydane przez Prószyński i S-ka w autorskiej serii,  w której wydawnictwo to przypomina wszystkie dzieła Johna Steinbecka, o czym dopiero teraz sama się dowiedziałam co świadczy o tym jak jestem na bankier z nowościami :




Liryczna i zmuszająca do refleksji powieść laureata literackiej Nagrody Nobla.
Wielu z mieszkańców miasteczka New Baytown zostało ciężko doświadczonych przez los, noszą oni w sercach gorycz i rozczarowanie. Ethan Hawley, kiedyś jeden z najbogatszych ludzi w mieście, a teraz sprzedawca w sklepie, stara się zapomnieć o starych dobrych czasach. Żona Ethana tęskni za dawnym życiem. Margie, rozwódka, boi się samotności i braku środków do życia. Danny Taylor, z dobrej rodziny, żebrze o dolara na wódkę.
Pewnego dnia z kart tarota wyłania się zapowiedź zmiany smutnego losu mieszkańców New Baytown?



Tłem dla powieści "W niepewnym boju", która po raz pierwszy ukazuje się w polskim przekładzie, jest strajk wędrownych pracowników sezonowych w kalifornijskich sadach. Buntują się przeciwko wyzyskującym ich chciwym sadownikom, a ich eskalująca złość wkrótce wymyka się spod kontroli i przeistacza w niebezpieczny fanatyzm. To wartka i wnikliwa powieść o niepokojach społecznych, a jednocześnie historia młodego człowieka, Jima Nolana, który poszukując celu w życiu, odnajduje powołanie w roli przywódcy robotników.
Motyw buntu łączy "W niepewnym boju" z innym dziełem Steinbecka. Akcja krótkiej powieści "Księżyc zaszedł" rozgrywa się w czasie II wojny światowej, kiedy front dociera do jednego z górniczych miasteczek. Okupantom szybko udaje się zająć miasto, obawiają się oni jednak strajku górników, więc, by zachować spokój, nie zmieniają panującej w nim władzy, lecz całkowicie ją sobie podporządkowują. Wbrew oczekiwaniom najeźdźców, mieszkańcy stawiają opór, odmawiają pracy, wybucha bunt.





 Kolejne znakomite powieści jednego z najwybitniejszych amerykańskich pisarzy.
W "Nieznanemu bogu" i "Pastwiskach Niebieskich" powraca temat dwudziestowiecznej Kalifornii i jej mieszkańców, farmerów, którzy poszukują swojego miejsca w świecie, własnego kawałka ziemi, mierząc się z lękami i namiętnościami."Złota Czara" natomiast to historia młodzieńca, który zafascynowany opowieściami o podróżach, przygodach i bogactwie, postanawia opuścić rodzinny dom i zostać korsarzem. Pewny siebie, z mnóstwem pomysłów, lecz bez doświadczenia, zaciąga się na statek płynący do Indii. Oszukany, trafia w końcu na Barbados, gdzie jako niewolnik planuje swoją dalszą przyszłość. Za wszelką cenę pragnie zostać pierwszym, który posiądzie tajemniczą piękność, La Santa Roja, i podbije opływającą w złoto i inne kosztowności Panamę, tytułową Złotą Czarę.

 
"Grona gniewu" to nie tylko lekcja historii, przede wszystkim jest to znakomita proza; klasyka w najlepszym gatunku.   Rozgrywająca się na przełomie lat 20. i 30. XX wieku historia amerykańskiej rodziny Joadów, którzy w czasach wielkiego kryzysu decydują się opuścić rodzinną Oklahomę pogrążoną w trudnej sytuacji ekonomicznej i w poszukiwaniu pracy, jak wielu innych mieszkańców południowych stanów Ameryki, migrują do Kalifornii. Na miejscu okazuje się jednak, że nie ma ona nic wspólnego z mlekiem i miodem płynącą krainą znaną im z reklamowych folderów. Tam też panuje bezrobocie, a miejscowi są wrogo nastawieni do przybyszów odbierających im ostatnie miejsca pracy. Kontrowersyjna fabuła podkreślająca wyzysk amerykańskich farmerów i ich wykorzenienie, a także zagrożenia, jakie niesie ze sobą kapitalizm, spowodowały, że przez pewien czas zakazano rozpowszechniania powieści.









Steinbeck opisuje podróż autobusem po drogach Kalifornii. W autobusie spotykają się przypadkowi pasażerowie, każdy z nich jest inny i każdy ma do powiedzenia swoją historię. Spotykamy tu ludzi chciwych, skąpych, intelektualistów, marzycieli, pięknych i brzydkich, głupich i dobrodusznych. Poznajemy ich marzenia i troski, stosunek do życia i drugiego człowieka.




Ulica Nadbrzeżna położona w ubogiej dzielnicy portowego miasta Monterey jest domem „dziwek, alfonsów, szulerów”, ale wystarczy spojrzeć z innej perspektywy, by uznać, że to „święte, aniołowie, męczennicy i błogosławieni”. Wśród nich żyją Henry, malarz zbierający kawałki drewna, by zbudować łódź, Lee Chong – właściciel niewielkiego sklepu, w którym jest wszystko, i Doktor z laboratorium biologicznego, doglądający chorych i leczący nieszczęśliwe dusze.
To zaledwie kilka budynków, ale ludzie i historie, które skrywa ulica, emanują miłością, ciepłem, zrozumieniem i przywracają wiarę w proste wartości.

„Cudowny Czwartek” opisuje losy tych samych i nowych mieszkańców dzielnicy tuż po drugiej wojnie światowej. 




Powieść uznawana za najwybitniejsze dzieło Steinbecka opowiada o tragicznym losie rodziny Trasków, która na przełomie XIX i XX wieku osiedliła się w dolinie Salinas. Adam Trask, farmer, samotnie wychowuje dwóch synów – Arona i Kaleba. Chłopcy różnią się od siebie jak woda i ogień, a jedyne co ich łączy, to nieustanna rywalizacja o miłość surowego ojca. Aron jest spokojny i posłuszny, Kal to urodzony buntownik, który żywi wyraźną niechęć do brata i za wszelką cenę chce odnaleźć matkę. Napiętą sytuację między braćmi pogłębia jeszcze miłość do tej samej dziewczyny – Abry. W końcu Kaleb odnajduje matkę, demoniczną Kathy, w domu publicznym i odkrywa, że jest ona zupełnym przeciwieństwem tego, co uosabia ukochany ojciec. Rozdarcie wewnętrzne, konieczność dokonania wyboru i nadmiar napięć doprowadzają do tragedii…
„Na wschód od Edenu” to jedna z najwybitniejszych i zarazem najpopularniejszych powieści XX wieku. Podczas gdy w warstwie fabularnej jest realistyczną sagą rodziny kalifornijskich ranczerów, jej drugie, głębsze dno można odczytywać jako reinterpretację biblijnej historii o Kainie i Ablu i przypowieść o walce dobra ze złem w człowieku.


           A kto postanowił sobie skompletować tę serię? Jest ktoś taki? Ciekawa jestem jak oceniacie ją wydawniczo. Bo ja widzę same okładki a te do mnie przemawiają ogromnie.


______________________________
Zdjęcia i opisy pochodzą ze stron : 
Selkar.pl
Tania książka.pl

piątek, 11 marca 2016

Pomiędzy dobrym i złym jak każdy z nas rozpięty - zamyślenie piątkowe z ks. Januszem St. Pasierbem.







                                                 Droga krzyżowa



nic dziwnego

źródło
że co chwilę upada 

nie ma chwili
żeby nas nie dźwigał 

czasem ktoś się rozpłacze
jest wtedy jeszcze ciężej 

chustą twarz obetrze
patrzy ze zgrozą w odbicie 

czasem krzyż podeprze
jest mniej samotny w męce 


raptem zakrzyknie obok
zagłuszy na chwilę pulsowanie krwi 


obok podobne krzyże
umiera między innymi 


pomiędzy dobrym i złym
jak każdy z nas rozpięty 


                                                                               ks. Janusz Stanisław Pasierb




czwartek, 10 marca 2016

Marek Grechuta i Kraków.........




              Trochę sobie pochorowałam. Przeziębienie paskudne mnie dopadło i zmusiło niestety do leżenia w łóżku, a dla mnie, nienawykłej nawet do popołudniowych odpoczynków, trzydniowe leniuchowanie to już katorga. Tym bardziej, że w tym czasie żadnego zainteresowania ani czytaniem, ani oglądaniem czegokolwiek. Kompletny spadek nastroju a do tego męczący kaszel. Tyle, że temperatura mnie nie męczyła, ale bo też jestem jakiś dziwny stwór, który ma zawsze temperaturę poniżej 36 stopni Celsjusza i stąd pewno jestem taki zimorodek.
Jedyne co mnie zainteresowało w tym czasie to, gdy z nudów otwarłam tv program o Marku Grechucie, który nadawano akurat
źródło
na Kulturze. Opowieści o Marku Danuty, jego żony, przyjaciół nie tylko z Piwnicy pod Baranami, wędrówka jego śladem po ukochanym przez niego Krakowie i oczywiście jego piosenki na starych teledyskach. To przyciągnęło mą uwagę i na trochę
źródło
poprawiło nastrój. Marek Grechuta, jego piosenki głównie z czasów studenckich to również moja młodość, w której on z śpiewaną przez siebie poezją miał ważne miejsce, mimo iż królował wówczas big-beat. Dowiedziałam się z tego programu, do którego chętnie powróciła bym jeszcze raz, że był nie tylko subtelnym, wrażliwym, człowiekiem i takimże poetą, świetnym wykonawcą poezji śpiewanej, ale również oryginalnym malarzem i  temu  talentowi oddawał się głównie w ostatnie lata przed śmiercią.
Trzy strelicje 2002
Swymi obrazami zaś obdarowywał swych przyjaciół....co uwielbiał robić.

Nigdy jakoś nie utożsamiałam Marka Grechuty z malarstwem chociaż studiował architekturę więc talent do rysunku musiał mieć.
I w nim wykazywał swą niezwykłą wrażliwość na świat zewnętrzny.


zdjęcie moje, ale nie pamiętam gdzie to jest
         Kraków to było kiedyś  miasto moich marzeń. Chciałam w nim studiować  i niby studiowałam, ale już zaocznie więc nie miałam szans bliżej go poznać, tak jakbym tego chciała. Ale sentyment do niego mi pozostał i dlatego ten taki pobieżny post o Marku Grechucie zakończę  piosenką, którą odkryłam dopiero kilka lat temu, a w której śpiewa on właśnie o Krakowie. Muszę przyznać, że po prostu kocham tę piosenkę za to jak Marek Grechuta w niej śpiewa i za Kraków.



I jeszcze wiersz Kraków ..... napisany przez niego i recytowany.




A po tym co zobaczyłam nabrałam ochoty na przeczytanie wspomnień Danuty  o Marku i swoim z nim życiem.



 Marek. Marek Grechuta we wspomnieniach żony Danuty to niebanalny wywiad rzeka z Danutą Grechutą, która wspomina męża Marka. Wywiad przeprowadził Jakub Baran.

Ich wspólne życie trwało 36 lat, z czego większa część przypadła na czasy Polski Ludowej.
W książce znajdziemy również opis czasów współczesnych oraz wspomnienia o ważnych dla państwa Grechutów osobach. Do tego wiele anegdot i ciekawostek z życia zawodowego i prywatnego. Niewątpliwą atrakcję stanowi duża liczba (286) nigdy dotąd niepublikowanych zdjęć oraz dokumentów. To szczera opowieść, opisująca codzienność Państwa Grechutów w niełatwym dla wszystkich okresie, jakim był komunizm, ale i w czasach wolnej Rzeczypospolitej. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że takiej publikacji nie było dotąd na rynku wydawniczym.


Zdjęcie książki i opis pochodzą ze strony Selkar.pl.



niedziela, 6 marca 2016

Jedno nazwisko ...dwie osoby......



źródło
            Zaczęłam czytać Na zachodzie bez zmian Ericha Marii Remarque'a. Moja książka, którą nie tak dawno dopiero sobie nabyłam w jakimś antykwariacie allegrowym została bardzo starannie wydana przez Wydawnictwo "Śląsk" w Katowicach w 1960 roku, w serii Biblioteka Karola Miarki. Książka ta została opatrzona szerokim i dogłębnym wstępem przez Wilhelma Szewczyka. Nie będę jednak pisać, przynajmniej  na razie, o czym traktował ten wstęp. Wilhelm Szewczyk......od razu to nazwisko wydało mi się znajome, chociaż nie przewinęło się ono nigdzie ani w blogosferze ani nie natrafiłam na niego "grzebiąc" w internecie. Oczywiście skojarzyłam go sobie z liceum. Z pewnością tylko w nim mogłam spotkać się z jego twórczością, do którego chodziłam właśnie na Śląsku i teraz, po ponad czterdziestu latach wystarczyło przeczytać jego nazwisko, by stwierdzić, że ktoś taki był. Był, bo zmarł w 1991 roku. Prozaik, publicysta, krytyk literacki, poeta, tłumacz z języka niemieckiego, literaturoznawca w zakresie literatury niemieckiej i serbołużyckiej. Postać zarówno barwna, jak i kontrowersyjna, ze względu na to jak się zapisał w dobie socjalizmu. Nie będę jednak tego tematu rozwijać, bo można sobie o tym poczytać w internecie. W związku z tym, że jednak wiele dla Śląska, który był największą jego miłością, zrobił uczczono go  na skromnym grobie skromnym epitafium : 
„Wilhelm Szewczyk Pisarz. Żył dla Śląska”.

źródło
            Równocześnie z mojej pamięci wychynął kolejny Szewczyk, który już mi dawno się w niej zatarł, a przecież w swojej młodości często go oglądałam choćby w telewizorze, w teatrach telewizji, a zagrał w piętnastu spektaklach, ale i w filmach, których ma na swym koncie sporo. Ciekawa jestem czy ktoś od razu zgadł o kim piszę. Może El, bo jest, a ma dzisiaj 82 lata, od 1958 roku związany z teatrem w jej mieście. Tak, jest nim Michał Szewczyk -  aktor teatralny i filmowy, którego sympatyczną, jowialną twarz od razu sobie przypomniałam chociaż nie widziałam go od lat. Aktor, jedna z ikon srebrnego ekranu i kina polskiego, który w swym długim życiu wcielał się w różne role. Sama nie będę się rozpisywać na jego temat, ale znalazłam bardzo ciekawy wpis na blogu Ikony srebrnego ekranu.
do którego odsyłam tych, którzy chcą się dowiedzieć o Michale Szewczyku więcej.

                                     I tak jedno nazwisko wywołało dwa wspomnienia. Do prozy czy też poezji Wilhelma już podchodzić raczej nie będę, ale do filmów z Michałem być może tak, bo mam spore zaległości w oglądaniu polskich filmów.
             

piątek, 4 marca 2016

Piątkowe zamyślenie słowami Tomasza à Kempis.




zdjęcie właśne





                           Jeśli krzyż chętnie niesiesz, wtedy on  poniesie ciebie i doprowadzi do upragnionego kresu. Tam też osiągnie kres, tutaj nigdy się niekończące cierpienie.
                                Jeśli go niesiesz niechętnie, wtedy dodajesz sobie ciężaru i czynisz go jeszcze cięższym dla siebie. A przecież  nieść go  musisz.
                                Jeśli jednego krzyża się pozbędziesz, znajdziesz niechybnie inny, cięższy może.



__________________________________ 

        




 Tomasz  à Kempis,O naśladowaniu Chrystusa, Wyd. M, przekł. Wiesław Szymona OP, str.205 

czwartek, 3 marca 2016

Kiedyś tak było.......



książki były dla nas, gdy byliśmy dziećmi oknem na świat.....przybliżały nam go.....patrzyło się na niego przez pryzmat ich treści z zachwytem......działały na naszą wyobraźnię....


źródło 




a dzisiaj? Dzisiaj książki muszą konkurować z innymi oknami.

wtorek, 1 marca 2016

W Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych - cześć ich pamięci.




         Jak pisze Wojciech Dudkiewicz  w swym artykule Niezłomni wyklęci "Przez powojenne formacje podziemne mogło przewinąć się nawet 200 tyś. Polaków. Narodowe Zjednoczenie Wojskowe było jedną z nie tylko najsilniejszych i działających najdłużej, ale też zwalczanych najbardziej zaciekle przez komunistów organizacji."[...] Tzw. faszysta z NSZ, ze względów propagandowych, był dla komunistów wielokroć groźniejszy niż reakcjonista z WIN i z tym większą zajadłością zwalczany, poniewierany, zohydzany, wyrzucany poza nawias społeczeństwa. A wszelkie ślady po nim miały być zatarte, jakby tych ludzi nigdy nie było".*








[...]Kiedy zaczynali walkę z nową okupacją, sądzili, że odbędą się demokratyczne wybory, potem liczyli na konflikt Zachodu z Sowietami.[...]
         
_________________________________

*W.Dudkiewicz,Niezłomni wyklęci,Niedziela, 9/2016